Ale dość już o tym, bo obiecałem sobie, że nie będę więcej robił wielkich wstępów z powodu kolejnych wielkich powrotów.
Wczoraj po raz 25. zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. W sumie - technicznie rzecz ujmując - fundacja ta działa przez cały rok, ale wczoraj było wspaniale: wielki finał, fajerwerki, pompa; karnawał pomagania, rzec można. Odkąd pamiętam, wspieram WOŚP - czy to jakimś groszem, czy jako wolontariusz przez kilka lat; WOŚP wspierało się zawsze także u mnie w domu. Ale co z tego, powiecie. Nie, nie piszę, żeby się tym szczycić. Chodzi o coś innego.
Otóż oprócz oczywistego aspektu, jakim jest pomaganie najmłodszym, a od kilku lat także tym najstarszym ludziom, WOŚP robi nam Polakom jeszcze jedną fajną rzecz: funduje nam poczucie, że jesteśmy razem, że możemy razem zrobić coś dobrego - dzisiaj dla innych, a jutro być może dla siebie. I choć co roku podnosi się ta sama gównoburza: Owsiak kradnie; Za hajs z WOŚP-u nasze dzieci ćpają na Woodstocku; Złoty Melon i Matka Kurka, to wierzę, że jest to jednak margines; bardzo chcę w to wierzyć.
Chcę wierzyć, że Pan Terlikowski to już tego marginesu margines; że człowiek, który twierdzi, że wspierając WOŚP popieramy aborcję i eutanazję (bo takie prywatne poglądy ma Pan Owsiak) - to odosobniony przypadek. Pewnie tak nie jest, ale ja chcę w to wierzyć.
Autor zdjęcia: Aleksi Wit. Za zgodą autora. |
(Swoją drogą, jeśli koleś, który popiera aborcję i eutanazję, tak prężnie działa na rzecz noworodków i starszych ludzi, że z pewnością pomógł im bardziej niż sam wielce-nawrócony-Chazan, to chyba lepiej, żebyśmy w kraju nad Wisłą mieli samych takich.)
Zostawiwszy już jednak takie ekstrema w tyle, wracam do tego poczucia jedności - może jestem jakiś dziwny, ale mnie osobiście doświadczenia zbiorowości wzruszają bardziej niż łzawe często nawet jednostkowe historie.
Tak mam właśnie z WOŚP - w dniu finału jestem dumny, że jestem częścią tego przedsięwzięcia, że tu naprawdę dzieje się coś dobrego; potem gdy na zajęciach czy praktykach przewijam się przez kolejne szpitale i widzę wszystkie te sprzęty z czerwonym serduszkiem to wiem, że to nie jest ściema.
Ważna sprawa - WOŚP jest fundacją. Czyli firmą. Wiele złego wynika z tego powodu, że nie potrafimy w Polsce mówić o pieniądzach bez pruderii. Fundacja to firma usługowa - tak na moje niespecjalistyczne, niebiznesowe myślenie - której usługą jest zapewnianie pomocy innym. A więc tak, WOŚP oprócz wolontariuszy ma pracowników. Nie pytajcie mnie o liczby, bo wszystkie one są dostępne w sprawozdaniach finansowych, które muszą być podawane do wiadomości publicznej, do czego zobligowana jest każda organizacja pożytku publicznego. Mnie osobiście wymierność WOŚP-owej pomocy i jej namacalność wystarcza by stwierdzić, że fundacja ta działa dobrze i że liczby są mi do niczego niepotrzebne, bo po prostu mam do niej zaufanie.
Czy można oczekiwać, że ktoś, kto przez cały rok zaangażowany jest w pracę fundacji do tego stopnia, że nie ma czasu na podjęcie innej pracy, wykaże się taką ascezą, że ani grosza z tego nie uszczknie? Absurd... Zastanówmy się, czy my sami, czy ja robiłbym bez przerwy coś dla innych bez żadnej zapłaty? Z drugiej strony, po co ktoś szefujący fundacji - jakiejkolwiek, nie tylko WOŚP - miałby szukać innej pracy, skoro to właśnie fundacja jest jego źródłem dochodu i jego biznesem, o który dba, wkłada weń swoje siły, serce i pomysły, rozwija go? Bez pracy takiego człowieka nie byłoby końcowego efektu, czyli pomocy, która jednak do potrzebujących dociera. Nie bójmy się mówić otwarcie o pieniądzach; według mnie nie ma nic zdrożnego w tym, że każdy zarabia jak potrafi - byle uczciwie! Przecież, niestety, pieniędzy potrzebujemy wszyscy; wszak money rules the world.
Na wielką pochwałę zasługuje fakt, że w tym roku WOŚP i Caritas grają razem. I słusznie, bo obie robią dla ludzi wiele dobrego, nie ma więc powodu, by się zwalczać; lepiej zakasać rękawy i synergistycznie wypracować jeszcze więcej. (Ale oczywiście Pan Terlikowski twierdzi, że wsparcie WOŚP to ze strony Caritasu błąd...)
Nie bez powodu zatytułowałem ten wpis: Doświadczenie zbiorowości. WOŚP bowiem to temat gorący i chciałem go przy tej okazji poruszyć; świetnie wpisuje się w tę tematykę, ale jeszcze bardziej poczułem to ostatnio w Warszawie - a było to 1 sierpnia. Moim marzeniem - takim małym, całkiem realnym i ostatecznie w zeszłe lato spełnionym - było stanąć w centrum miasta, tego miasta, w godzinę W i usłyszeć te syreny, klaksony; zobaczyć te flary i ludzi dokoła. I udało się! Wybraliśmy się z Krzyśkiem i Szczepanem, moimi współlokatorami, na skrzyżowanie Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej, tuż przy Rotundzie i czekaliśmy.
Z minuty na minutę napięcie rosło, aż w końcu wybiła 17:00 - zabrzmiały syreny, miasto stanęło w bezruchu, a mnie przejął dreszcz i na twarz cisnęły się łzy. Później tłum skandował: Cześć i chwała Bohaterom. I znów byliśmy jednością. Niesamowite przeżycie... Obiecaliśmy sobie, że będziemy wracać do Warszawy na 1 sierpnia tak często, jak się da.
W końcu czasem coś podobnego można przeżyć też, czytając dobrą książkę. Ja osobiście, kończąc ten wpis, bardzo polecam dwie trudne, acz poruszające pozycje:
- Głód Martina Caparrosa; reportaż totalny o zjawisku, które we współczesnym świecie nie powinno mieć prawa bytu, a jednak istnieje, oraz
- Sowietów Piotra Zychowicza - o systemie, jakiego jeszcze w świecie nie było; tak zbrodniczym i morderczym, jak żaden do tej pory; o tym co było i o tym, jak to się do dziś przekłada na naszą rzeczywistość.
Wpadłem sprawdzic czy cos piszesz i jest
OdpowiedzUsuń!!!!!!!!!!!
Nie rozpieszczam, jeśli chodzi o częstotliwość, ale mam mocne postanowienie poprawy. Pozdrawiam! :)
Usuń