Od zawsze lubiłem kupować nowe zeszyty. Czyste kartki - kratkowane, czekające tylko na jakieś słowa, jakieś rysunki, choć w tych nigdy nie byłem dobry; kartki ciekawe jakichś pamiętników, tajemnic... Tak, to zdecydowanie mój świat. Pewnie właśnie dlatego siedziałem we wtorek do trzeciej nad ranem opracowując wraz z Michałem szablon bloga. Z podekscytowania nie mogłem zasnąć, głowę miałem (i mam dalej) pełną pomysłów; ten blog - zawsze to nowa rzecz, nowe doświadczenie.
Niby moje przygody z nowymi zeszytami kończyły się przeważnie po kilku zapisanych stronach, bo potem była zawsze zmiana koncepcji, chłodna refleksja, ocena tego, co powstało... Ale tym razem ma być, no i będzie inaczej. M & M to nasza dwójka, a nie ja sam. Nie wywinę więc Michałowi świństwa, nie zniknę, nie zwinę interesu - to znaczy, że motywacja jest!
Teraz czas na to, by dalej być sobą. Tu, w ramach bloga. Tyle, że od innej strony, takiej, w której jeszcze sam siebie nigdy nie sprawdzałem: swoimi poglądami i przemyśleniami nie dzieliłem się z szerszym gronem odbiorców. (No, może nie licząc kilku pożałowania godnych artykułów na Interia360 kilka lat temu.)
Teraz czas się sprawdzić!
Dzisiaj na przykład na ćwiczeniach z anatomii miałem taką myśl, że człowiek nie jest wewnątrz piękny. Te preparaty, z których my, studenci, korzystamy, wcale nie są ładne; wręcz przeciwnie - są szare, poszarpane, poniszczone; śmierdzą formaliną w których się je przechowuje. Ale to był człowiek. Człowiek, który dokonał rzeczy wielkiej - swoje ciało pozostawił nam, żebyśmy mogli się uczyć i nieść później pomoc innym. Człowiek, który pomógł i nam w zdobywaniu wiedzy, i wszystkim chorym już, leczonym przez lekarzy, i chorym potencjalnym, którzy kiedyś do lekarzy przyjdą.
Wychodzi więc na to, że w człowieku piękne jest nie ciało, lecz dusza, psychika, jaźń, ego... Nie wiem, wstawcie tu jakiekolwiek synonimiczne, mądre pojęcie... To czyni człowieka kimś wyższym ponad inne byty.
Z drugiej jednak strony świat zmierza w tak szalonym kierunku, obserwuje się takie zezwierzęcenie i tak brutalny zanik humanitarnych odruchów, że nie wiem, co z tego wyniknie... Oczywiście, jest bardzo wiele dobrych, pojedynczych jednostek, natomiast ogólny trend nie napawa optymizmem; lansowany ideał egoizmu, zadufania w sobie, hedonizmu... To nie jest dobre, i do niczego dobrego doprowadzić nie może.
Co w fizyczności człowieka zdumiewa? Złożoność. Ale to dotyczy całej przyrody. Jestem wręcz zafascynowany tym, jak skomplikowane mechanizmy rządzą światem... Wiem tak niewiele, a i tak to, co wiem, nie pozwala mi przejść obok siebie obojętnie, napawa pokorą i chęcią do poznawania rzeczy kolejnych. Dlatego jestem tu, na uczelni medycznej - to właśnie z ciekawości świata, chęci poznawania złożoności życia. Pomaganie innym to również ważny aspekt, wręcz fundamentalny, ale skłamałbym, jeśli bym powiedział, że to nie ciekawość grała pierwsze skrzypce.
Zawsze kiedy zastanawiam się nad tym, jak powstał świat, dochodzę do tego, że my, ludzie, nie jesteśmy sami, że jest jakiś bóg - nie wiem - Bóg? Allah? Jahwe? Zeus? Jakiś byt, który temu wszystkiemu dał początek. Wzięci naukowcy powiedzą pewnie, że przecież był Wielki Wybuch, że wszystko, cały Wszechświat, że to wszystko wzięło się z małego jak groszek ziarenka. Ale co? Skąd wzięło się to ziarenko? Takich przykładów można wymienić nieskończoność... Ale ludzka głowa i tak nigdy nie ogarnie tego faktu.
A przyroda? Teraz, kiedy przyszła zima? Jest biało, mroźno, przyjemnie... Trochę zbyt krótko trwa dzień, ale to też jest prawo natury. Bo właśnie ona zawsze dobrze nastraja mnie, zawsze skłania do refleksji, zawsze koi nerwy, łagodzi ból. Tak tęsknię za swoimi Beskidami... Teraz, w zimie, wyglądają cudownie, tak zresztą jak każdej pory roku; kocham je w każdej odsłonie.
Mnie natura uczy pokory wobec świata. Bo tak naprawdę jesteśmy tu gośćmi i długo miejsca nie zagrzejemy. Trzeba więc żyć uczciwie, dobrze, nie rozpychać się; aż mi się przypomniał Tadeusza Różewicza List do ludożerców. (Tu: w wykonaniu Karoliny Cichej.)
Nie wiem, może młodzi jeszcze jesteśmy, może świat nas jeszcze zepsuje, może te buńczuczne idee kiedyś nam przejdą? Może... Oby nie!
Będąc już w zupełnie przedświątecznym nastroju i tkwiąc w zupełnym braku motywacji do nauki i bezczelnym nicnierobieniu zapraszam do cudownej piosenki, która nigdy nie znudzi mi się i nie straci swej mocy. Niech zabrzmią w waszych głośnikach zjawiskowa Nicole Kidman i przystojny jak zawsze Robbie Williams w niezapomnianym Something stupid.
Życzę miłego popołudnia, pozdrawiam, a szczególne ukłony składam w stronę Ani, której nieśmiało dedykuję powyższą piosenkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz