Jaki ja byłem półtora miesiąca temu mądry... Był moment, od zeszłej notki, kiedy i ja na chwilę zapomniałem, że jest coś poza nauką. Za nami dwa ciężkie tygodnie, kiedy skumulowało się wszystko, no i kilka pomniejszych. Ogrom pracy związany ze studiowaniem na 2. roku zaskoczył chyba wszystkich... Aż chce mi się śmiać z naszej naiwności - z tego, że pojechaliśmy wtedy z Michałem i Szczepanem rowerach do Katowic i że kręciliśmy filmiki, które chcieliśmy tu zamieścić i przekonywać, chyba bardziej samych siebie niż Was, że na medycynie nie jest ciężko... Jest. Ten semestr zagrał nam na nosie.
Obiecuję, że w ramach wolnego czasu (to brzmi awykonalnie, ale być moze uda się w tym tygodniu) napiszę coś więcej. Zwrócę się też do Michała, nie wiem, czy on ma ochotę kontynuować jeszcze pisanie Servusa... Cóż, jeśli nie - będzie to koniec, bo taka była idea - żeby pisać we dwóch. Mam jednak nadzieję, że wszystko się ułoży po mojej myśli, bo czego jak czego, ale blogowania to mi akurat brakuje...
Dzisiaj jednak ograniczę się tylko do przytoczenia Wam mojego SMS-a do zabrzańskich przyjaciół. Oddaje on sedno dzisiejszego niby zwykłego, ale ważnego dla mnie dnia.
Właśnie idę spać. Przygotowałem sobie rozpiskę na jutro, żeby wiedzieć, co dokładnie ogarnąć na tę seminarkę z biochemii, komputer zaniosłem do kuchni i książki położyłem na półce przy łóżku. Leżę wykąpany w czystej pościeli, jutro będę jadł pyszne rzeczy z domu.
Dowiedziałem się dzisiaj paru ciekawych rzeczy, odpocząłem fizycznie i przede wszystkim psychicznie.
Ostatnio wątpiłem, czy medycyna była dobrym wyborem, ale dzisiejszy dzień dał mi pewność, że tak - kryzys zażegnany. Po prostu bałem się, że stanę się niewolnikiem tych studiów i książek, a teraz znów wiem, że robię to BO CHCĘ i BO TO MA SENS - nawet jeśli nie w tym momencie, to w ostatecznym rozrachunku.
Brakowało mi muzyki, śpiewania, relaksu, dobrej lektury i dobrej audycji. Chciałem ugotować i zjeść coś dobrego. Na to wszystko pozwoliłem sobie dzisiaj.
Nigdy nie będę uprawiał ascezy. Zapomniałem o zasadzie złotego środka. Nie można liczyć sobie przyjemności, nie można też się w nich zatracić.
Nie żałuję, że nie zrobiłem niczego, jeśli idzie o naukę. Tym więcej mam na jutro, wiem, ale wierzę, że wstanę przed dziewiątą i po śniadaniu od razu zacznę pracę nie tracąc czasu na głupoty. Wszystko jest do zrobienia.
Sobota to prawie zawsze dzień stracony. Ale tym razem straciłem go naumyślnie i chyba całkiem rozsądnie.
Nawet jeśli mylę się, to przecież nic z tego nie wynika - najgorszą z możliwych konsekwencji będzie konieczność powtórki materiału i zaliczenie go w środę. I tak zbiorcza za tydzień, więc to tylko dodatkowa motywacja. Poza tym muszę przestać stresować się, bo czuję, jak znosi to moje ciało, jak wariuje moje serce...
To był dobry dzień. Życzę Ci więc dobrej nocy. Jutro będę nieosiągalny.
Twój Przyjaciel - M.
Nie jest tak źle :) A dzień odpoczynku to rzecz jak najbardziej wskazana- nie możemy mieć wyrzutów sumienia z tego powodu, bo byśmy powariowali :) Stres też w końcu odejdzie w siną dal- u mnie zamienił się ostatnimi czasy w znużenie, ale wolę to, niż żołądek podchodzący do gardła...Damy rade!
OdpowiedzUsuńPrawda. Trzeba się motywować, pracować na najwyższych obrotach, ale czasami też zwolnić. :) Ten tydzień jest właśnie na takie zwolnienie, potem jeszcze mały zryw, potem święta, potem sesja... Sinusoida medycyny. :P
Usuń