Walentynki - święto miłości. Mhm... Chyba miłości do wydawania
pieniędzy. Albo miłości wielkich koncernów handlowych do zer na koncie.
Albo miłości do pomysłów amerykańskich, bo to przecież nic innego, jak
kolejny zerżnięty na bezczelnego od amerykanów wymysł, i to, co gorsza,
zerżnięty bezmyślnie i bezsensownie.
Nawet
nie chodzi o to, Panie Michale, że to zwyczaj zagraniczny, a ja taki
jestem zakochany w Polsce, że neguję wszystko, co obce - nie, ale geneza
tego walentynkowego szału skłania do refleksji.
Ale
to akurat dobre miejsce do odwołania się do poprzedniego wpisu, który
był dość jednoznaczny. Chciałbym dodać, że jako Polak, nie uważam się
ani za lepszego, ani za gorszego od innych nacji; niewiele jeszcze
świata widziałem, bardzo niewiele, ale zakładam, i pewnie mam rację, że
są i miejsca piękniejsze, niż w Polsce, ale także brzydsze; jest i
lepiej, jest i gorzej... Taka moja postawa i poglądy w ogóle nie biorą
się z lepszości, ale z poczucia tego, że tu, w Polsce, jestem u siebie. To sobie cenię, i tego nie chcę dać sobie zabrać.
A wracając do Walentynek
- to dzień zupełnie moim zdaniem niepotrzebny. Dzień, kiedy Ci, którzy
są z kimś, muszą dwoić się i troić, żeby dobrze wypaść, bo trwa swoisty wyścig miłosnych zbrojeń.
A to przecież nie o to chodzi... Kochać powinno się przecież chyba co
dzień, a miłość to powinny być bardziej czyny niż słowa, deklaracje.
Walentynki
irytują też tych, którzy są sami - nie we wszystkich przypadkach to ich
świadomy wybór. To niepotrzebnie smuci, rozżala... Bynajmniej nie
motywuje.
Są też i inni, których ten cały czerwony kicz
i chłam po prostu śmieszy, a jest to, w większości przypadków,
pomieszanie śmiechu i złości.
Ostatecznie można i
Walentynki odchorować, tak, jak ja, kiedy człowiek budzi się wdzięczny
budzikowi za to, że zadzwonił akurat w momencie, w którym najmniej
lubiana koleżanka opowiadała, jak to całowała się ze swoją
współlokatorką, i gdzie dokładnie... To wszystko od nadmiaru wczorajszej
miłości (czyt. obłudy, sztucznych uśmiechów, w niewielu przykładach miłości w znaczeniu prawdziwym).
Czyli? Więcej z Walentynek szkody, niż pożytku. Ale przynajmniej są dźwignią handlu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz