Jeżeli młodość to uczucie, że mogę wszystko, to osiągnąłem apogeum. Jestem szczęśliwy. Szczęśliwy i spełniony, zadowolony ze swojego życia, choć zapewne nie jest ono idealne. (Ale czyje jest?)
Horacjańskie carpe diem to bez kitu najmądrzejsze słowa na świecie!
Mam fajne wakacyjne plany, i podpieram je próbą na HO - jeżeli ich nie zrealizuję, to nie zdobędę tego stopnia, a naprawdę wypada, żeby osoba z moim stażem w ZHP, instruktor, dwuipółletni drużynowy drużyny wędrowniczej wreszcie zdobył stopień Harcerza Orlego... Siłą rzeczy wszystko musi się więc udać. Dorosłem już do tego, żeby zrozumieć, że próba na stopień to nie tylko kilka zadań, które trzeba wykonać, żeby Rada Drużyny czy tam Kapituła Stopni Wędrowniczych przyznała nam prawo do nazywania się ćwikiem, bądź Harcerzem Orlim; że próba to coś innego - rzeczywista motywacja, rzeczywisty kop do zrobienia czegoś dla siebie.
Jak nie lubię Kondrata, tak w przygłupich reklamach dla któregoś z banku mawiał:
Morał z tej bajki jest krótki, i niektórym znany:
To tylko mamyza darmo, co zrobimy sami.
Czy tam za darmo, czy nie za darmo - nie wnikam, ale ogólny sens jest bardzo prawdziwy.
Wakacyjne moje plany zakładają zatem przede wszystkim rozwój i samorealizację. To duże i mądre słowa, ale sprowadzają się do nader banalnych czynności. Zwłaszcza zależy mi na podreperowaniu, a może na wypracowaniu w ogóle (?) kondycji.
W maju zacząłem w Zabrzu biegać, jeździć nieco więcej na rowerze i na rolkach. Wstyd się przyznać, ale to wszystko dla mnie nowe doświadczenie, bo nigdy nie uprawiałem żadnego sportu: na rowerze jeździłem od czasu do czasu, na rolkach w dzieciństwie, na łyżwach ze trzy razy w sezonie zimowym. O bieganiu poza lekcją wychowania fizycznego nie było mowy. Teraz, w ciągu tego jednego tylko maja, wszedł mi ten ruch w krew, i zły na siebie jestem, że zrezygnowałem z niego ucząc się w czerwcu do sesji. Mam ciało, które stara się ze wszystkich sił (a nie ma ich aż tak dużo) żeby umysł mógł na tych studiach pracować na pełnych obrotach, zatem trzeba o to ciało zadbać. W końcu to ciało to też jestem ja!
Siła ciała, siła ducha, siła rozumu... To metodyka wędrownicza. Boże, jakie my mamy piękne ideały i mądre narzędzia do osiągania ich w tym harcerstwie! Teraz rozumiem to wszystko znacznie lepiej. Widzę, że rok oderwania się od harcerstwa może mieć, oprócz oczywistych strat, także i dobre strony - nieco się zdystansowałem, wiele rzeczy mogłem przemyśleć, zrozumieć... Ale i tak tęsknię za dobrym harcerstwem jak cholera. Dlatego też harcerstwo zajmie sporą część moich wakacji, mam nadzieję, że znacznie większą, niż sam tylko obóz.
A wracając do Kondrata i jego głupawych reklam - wypowiedziana jego ustami, a przez speców od marketingu napisana mądrość sprawdza się. Podoba mi się mentalność ludzi sukcesu z dużych miast, że tak ich nazwę z braku lepszego słowa. Oni wiedzą, że mamy tylko to, co sobie sami wypracujemy. Ci ludzie może i wciąż za czymś biegają, ale przez cały czas uczą się, doskonalą, dowiadują nowych rzeczy... No i przede wszystkim nie czekają biernie na to, co ich spotka, a wyciągają ręce i starają się brać z życia tyle, ile tylko się da, samemu oferując wcale niemało. W granicach zdrowego rozsądku jest to więc bardzo rozwijające i motywujące. Oczywiście nie wolno popaść w przesadę czy paranoję - złoty środek zawsze musi być! (Tak tak, to kolejna mądra antyczna zasada.)
I dlatego ja też muszę wypracować sobie takie podejście. Mam już pewne podwaliny (mam na myśli te harcerskie) ale jeszcze sporo pracy przede mną. Na pewno nie mogę być śnięty, jak to mawiają co poniektórzy, nie mogę werteryzować, o nie; widzę u siebie do tego tendencję, co się doskonale zresztą wpisuje w naszą polską mentalność. A zatem pomysł jest taki: skoro teraz jest dobrze, muszę się zawsze bronić wspomnieniem tej chwili i wystrzegać bólu świata i tym podobnych nic-mi-się-nie-uda myśli.
Wakacje... Naprawdę wiążę z nimi spore nadzieje. Zapraszam na Anatomię lata - mój "solowy" blog, na którym będę prowadził wakacyjny pamiętnik, no i przede wszystkim pisał, jak mi idzie realizacja planów. Już sama świadomość, że ktoś będzie to wszystko przeglądał jest bardzo mobilizująca.
www.anatomialata.blogspot.com
Co zaś się carpe diem tyczy - uważam, że trzeba korzystać z życia, póki można. Bo kto wie, ile nam czasu zostało? Tyle jest różnych chorób, wypadków, nieszczęść... Nie warto zaprzątać sobie nimi głowy; zawsze upominam babcię (pozdrawiam!), żeby nie skupiała się na takich rzeczach. Jasne, że nie pochwalam brawury, bezmyślności i szeroko pojętej nieodpowiedzialności, ale nie ma sensu myśleć na co dzień o tym, co złego mogłoby się stać, albo co stało się w miejscowości X. Jeśli jakieś zło ma nas dotknąć, to dotknie nas i bez martwienia się na zapas, a o tyle więcej będziemy mieć sił na stawienie mu czoła, im mniej się wcześniej zadręczaliśmy.
Ktoś pewnie powie - młody jesteś. Durny. Nic jeszcze o życiu nie wiesz. Całkiem prawdopodobne, że sporo ma racji. Ale... Nie dbam o to zbytnio. Już Mickiewicz pisał: młodość górna i durna. Nie do końca wiadomo, o co mu wprawdzie dokładnie chodziło, ale skoro teraz czuję się tak świetnie, to dlaczego nie miałbym się tym podzielić? Za nic nie dam sobie tego odebrać! A jeśli spotka mnie kiedyś tzw. proza życia, to trudno - wtedy chociaż przeczytam te słowa i wrócę myślą do czasów, kiedy było mi dobrze.
Sami jesteśmy reżyserami swojego życia, w to akurat wierzę. Może i jednostka nie ma jakiegoś wielkiego wpływu na losy świata, ale nigdy nie ma związanych rąk, i zawsze może coś zmienić! Rozmawiałem w piątek, gdy się zatrzymałem na imprezę w Krakowie z Sylwią, współlokatorką Gaby. Sylwia, choć nie znam jej długo, wydaje się być bardzo ciekawą osobą; na pewno jest obyta w świecie, i powiedziała coś, z czym się totalnie zgadzam - że wielki wpływ na to, kim jesteśmy, ma to, gdzie się urodziliśmy i wychowaliśmy. To kształtuje nasze wybory, możliwości, zachowania, perspektywy... Mówiliśmy akurat o Cyganach, bo książkę o nich zauważyłem na półce Sylwii, ale ta prawidłowość dotyczy każdego człowieka.
Ja jestem Polakiem. Urodziłem się i mieszkałem w Gorlicach, małym miasteczku, kiedyś może nieco szczęśliwszym, teraz raczej pozbawionym perspektyw; wychowałem się w przeciętnie zamożnej, ale zdrowej rodzinie. Miałem zatem sporo szczęścia. Naprawdę dużo! Teraz mogę sobie więc cwaniakować, blogować, i wypisywać głupoty. I tak właśnie zrobię. Wykorzystam tę szansę!
Tym bardziej carpe diem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz