Teraz jednak napiszę o czymś, czym - siłą rzeczy - żyję od przeszło roku: napiszę o moich ukochanych studiach. (Tu nie ma żadnej ironii!) Jesteśmy tutaj w Zabrzu na drugim roku lekarskiego: ja, Michał - współautor Servusa... - i parędziesiąt innych osób - naszych przyjaciół, znajomych.
Jeszcze dziewięć dni temu kręciliśmy vloga w centrum Katowic z Michałem właśnie i Szczepanem (moim współlokatorem) - taki mieliśmy pomysł.... Przekonywaliśmy, chyba bardziej samych siebie, niż Was, potencjalnych odbiorców, że na lekarskim nie jest źle, że wszystko można zrobić, jeśli się tylko dobrze rozłoży siły. Do Kato pojechaliśmy na rowerach - zrobiliśmy prawie 30 km, więc niewiele; a z powrotem wracaliśmy pociągiem, bo robiło się już ciemno. Było chłodno, ale całkiem przyjemnie; przede wszystkim dość luźno się czuliśmy, wiedząc, że nadchodzące wyzwania mamy jeszcze przed sobą, i że to może ostatnie chwile takiego relaksu.
A teraz co? Mój i Michała dzień wyglądał dzisiaj następująco:
- 8:00-9:30 wykład z immunologii
- 9:35-11:05 wykład z etyki lekarskiej (nie poszliśmy, uczyliśmy się na immuny)
- 12:00-15:00 wykład ze współczesnych zagrożeń ekologicznych
- 15:05-18:05 ćwiczenia z immunologii, na nich wejściówka
- 18:30-20:00 wykład z podstaw prowadzenia badań naukowych
Tak się złożyło, że wybierając fakultety nie wiedzieliśmy, że wszystkie wybrane przez nas odbywać się będą w tym semestrze. Wydaje mi się, że w związku z reformą bezczelnie zabierającą nam jeden rok studiów, trzeci semestr, który właśnie zaczęliśmy, ma szansę być najcięższym w całym toku studiów... Trochę się boję, ale...
Wiecie co? Przeżyliśmy! Przeżyliśmy pierwszy tydzień! Owszem, jeszcze nie wszystko odbywa się tak na 100%, ale też i my jeszcze nie jesteśmy w szczytowej formie, jeśli idzie o naukę. Przeżyliśmy też dzisiejszy dzień-masakrator - ja to nawet chyba wpadłem w jakiś rodzaj transu, i na wykładach notowałem jak nigdy - nawet na fakultecie ze statystyki.
Obecny trzeci rok miał w porównaniu z nami naprawdę łatwiej w zeszłym roku. Oni to chyba z jednej strony się z nas śmieją, a z drugiej pewnie trochę nam współczują, bo sami boją się, co by się stało, gdyby musieli tak studiować...
Po tym tygodniu jedno wiem na pewno - nic nie jest tylko czarne, i nic nie jest tylko białe. Nie da się powiedzieć, że na naszych studiach jest łatwo - bo nie jest. Nie da się też powiedzieć, że to jest nie do przejścia - bo ktoś te studia kończy, a my jak na razie też daliśmy radę pokonać pierwszy rok. Ale te studia są wyjątkowe, i jeśli mieszczą się w ramach czyichś zainteresowań, to polecam je z całą odpowiedzialnością. Nie da się oddać wiernie atmosfery, która tu panuje, pisząc bloga, bo to rzecz bardzo specyficzna, to trzeba przeżyć samemu.
Dla mnie najpiękniejszym momentem dzisiejszego dnia była chwila, kiedy jednocześnie słuchałem wykładu z ekologii, robiłem notatki, i uczyłem się na immunologię z dwóch różnych źródeł. Wtedy poczułem się studentem naprawdę - bombardowanym wiedzą z każdej strony, a mimo to dalej tej wiedzy ciekawym. Już nie czułem się chłystkiem z dopiero co zdaną maturą, ale właśnie studentem...
Kończę już, bo piątkowy wieczór to nie najlepsza pora na siedzenie samemu w mieszkaniu, nawet mimo oczywistego zmęczenia po całym tygodniu, szczególnie dzisiejszym dniu. Na sen przyjdzie jeszcze czas, na obejrzenie opuszczonych w ciągu tygodnia seriali i programów również. Przyjdzie jeszcze w weekend czas na krótki wyjazd na rowerze, na zakupy, na zrobienie prania, na razie jednak trzeba spotkać się z przyjaciółmi. Uwierzcie, to, wbrew obiegowym opiniom, zdarza się na tych studiach wcale nie najrzadziej.
Mam nadzieję, że uda się w tym roku pisać częściej, i że blog ten nabierze wreszcie życia, zacznie pełnić swoją tytułową funkcję.
Z nogami na biurku i opaską na rękę, którą prosto z Nepalu (!) na dzisiejszą immunologię przywiózł mi nasz przyjaciel Piotrek kończę, i pozdrawiam Was. Michał już czeka na skrzyżowaniu - tym razem to ja się spóźniłem.
Jak widzicie - można wszystko. Mimo, że bardzo angażujące, studia medyczne nie odbiorą Wam stu procent waszego życia. Ci, którzy mają tylko i wyłącznie naukę, nie pozostawiając sobie poza nią żadnej przestrzeni na pasje i marzenia, daleko według mnie nie zajadą - wypalą się szybko. Oni nie rozumieją sensu studiowania i piękna studiowania. Bo, jak pokazuje przykład Piotrka, jeśli się tylko chce, można nawet jechać na miesiąc w Himalaje.
Znowu wszystko sprowadza się do motywacji.
Servus medicus - tak go właśnie widzę.
Song 2 forever !
OdpowiedzUsuńForever & ever.
UsuńWoo-hoo! :)